image001Pierwsze nieprzychylności losu pojawiły się za Wąwolnicą - motor „przestał ciągnąć”, i nie mogłam dojechać do Kazimierza. Co się stało z motorem, wyjaśni to pewnie lepiej "mechanik" który go składał. (Wyjaśnię, ale trochę później. - dop. Tomek). Jazda skończyła się na dobre podczas wspinania się pod stromy podjazd, może z 5 km przed celem. Wezwaliśmy wóz serwisowy i szczerze mówiąc już mi się chciało płakać, że nici będą z mojego rajdu. Jednak po dotarciu (na lawecie…) do Wiatrakowa, chłopaki przejęci tym że moja maszyna padła, stanęli na głowie i następnego dnia mogłam już ruszać dalej! (Motocykl w tym momencie miał przejechane ok. 300 km po remoncie, konsylium ustaliło że podwiesza się zawór wydechowy. Po wstrzyknięciu solidnej dawki oleju bezpośrednio  do prowadnicy – puścił. dop. Tomek.) Jakby tego było mało urwała mi się jeszcze podstawka, na której ustawiałam motocykl. Trudno – będzie stał oparty o najbliższe drzewo. Wieczorem - przy muzyce, piwku i rozmowach - atmosfera nieco się rozluźniła. (Warto wspomnieć, że organizatorzy  zatroszczyli się o międzynarodowe towarzystwo, gościliśmy w Polsce naprawdę silną ekipę z Niemiec na pięknych i rzadkich motocyklach - było co pooglądać ! Markę NSU reprezentowały cztery maszyny: jeden NSU 501 TS, dwa 501 OSL oraz wspomniany 201 OSL.  - dop. Tomek).

image003 image005

 

image007Następny dzień rozpoczęliśmy od odprawy, którą prowadzili organizatorzy - Ryszard oraz Artur. Otrzymaliśmy „wskazówki” oraz mapki jak i dokąd jedziemy. Później był tylko hałas odpalanych maszyn, warkot silników, smrodek spalin i powoli ruszyliśmy naprzód. Ja niestety nie potrafię jeszcze samodzielnie odpalić swojego staruszka i muszę czekać na męża, który to robi za mnie. Na szczęście opanowałam jazdę i czułam się bardzo dobrze jadąc sobie za chłopakami i tak powoli przebiegała nam trasa przez Nałęczów, Kozłówkę (obiad przy muzeum Zamoyskich) do Puław.

image009Wieczorem wróciliśmy na nocleg do bazy czyli Wiatrakowa, gdzie czekało przepyszne żarcie i mnóstwo innego dobra ... Wszyscy uczestnicy gawędzili sobie o przebytej trasie, wspominali różne "wypadki", które miały miejsce. Bawiliśmy się wyśmienicie. Mnie osobiście bolała prawa stopa od zmiany biegów, bo jest to mój pierwszy motocykl na którym się poruszam. Ale czego się nie robi dla tej chwili przyjemności, która towarzyszy jeździe motocyklem! Nawet teraz, kiedy przypominam sobie rajd, uśmiech sam nasuwa mi się na usta.

image013Drugi dzień był też niesamowity i pełen ciekawych atrakcji, między innymi: przejażdżka do Solca nad Wisłą (kawka i ciacho), dalej wzdłuż Wisły do Puław (obiad przy marinie), przeprawa promem przez Wisłę oraz wystawa motocykli na rynku w Kazimierzu. Kiedy maszyny były podziwiane przez gapiów, my ruszyliśmy na rejs statkiem po Wiśle. Była jeszcze jedna atrakcja, w której ja niestety nie uczestniczyłam - przejazd lessowymi wąwozami w okolicy Kazimierza, które są niesamowicie piękne (Ale pokonaliśmy je na naszych motorkach 9 miesięcy później -  1 maja 2018 roku. - dop. Tomek). Trasa rajdu kończyła się w Wiatrakowie, gdzie byliśmy zakwaterowani i gdzie wieczorem odbyła się pożegnalna kolacja oraz nastąpiło rozdanie pamiątek uczestnikom. Następnego dnia, a była to już niedziela, wszyscy rozpoczęli przygotowania do powrotu. Przed południem i my wyjechaliśmy w stronę domu. Do przejechania pozostało tylko około 70 km. Z małymi przygodami ale daliśmy radę.

image011 image015
image017 image019

DSC 0250Była to moja pierwsza impreza, jak już napisałam. Na kołach przejechaliśmy ponad 500 km, początkowe usterki więcej się nie powtórzyły. Co jest dla mnie najważniejsze – „zaszczepiłam się”. Na kolejną edycję Vistuli na pewno się wybierzemy. Atmosfera była niesamowita, wszyscy mnie wspierali jako kierowcę, doradzali i pomagali, nikt nie krytykował. Poznałam mnóstwo fantastycznych ludzi, zarówno uczestników jak i tych którzy przyczynili się do zorganizowania rajdu. (VCR Feniks z Radomia oraz związana z nim grupa pasjonatów zabytkowej motoryzacji. - dop. Tomek). Zdaję sobie sprawę że nie jest łatwo ogarnąć to wszystko, objeździć trasy, zrobić oznakowania, aby nikt się nie pogubił. Za to chcieliśmy wspólnie z Tomkiem podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tak fantastycznej imprezy. Duże brawa należą się Ali, która nagrała fantastyczny film z rajdu. Dzięki niej w zimowe wieczory mogliśmy siedząc na kanapie z piwkiem w ręku, ponownie "pojeździć sobie” po naszej pięknej Lubelszczyźnie. (Z powodu braku naszych fotografii, zamieściliśmy kilka „screenów” pochodzących właśnie z tego nagrania, udostępnionych za zgodą taty Autorki. Alicjo – bardzo dziękujemy!!  - dop. Tomek).

Z pozdrowieniami, Agnieszka

i Tomek (dop. Tomek).

(Chciałam podziękować też Organizatorom za fantastyczny dyplom, który otrzymałam, a który wisi teraz u mnie w salonie przy kominku.)