Brzozów – to niewielkie, ale malownicze podkarpackie miasto, … ale także prężny ośrodek „weterański”. W upalny dzień, 7-go sierpnia 2020 roku pod patronatem miejscowego muzeum, ale głównie dzięki skrzyknięciu się tzw. pocztą pantoflową kilku grup miejscowych pasjonatów, na miejscowym rynku pojawia się kilkadziesiąt zabytkowych motocykli. Impreza pozornie jak wiele innych. No, może nieco specyficzna ze względu na okoliczności panującej od kilku miesięcy epidemii. Dla bywalców ogólnopolskich wydarzeń raczej skromna, bo jej główna część to raptem 2-3 godziny pokazu dla stosunkowo nielicznej lokalnej publiczności. A jednak dla podkarpackich miłośników motocykli NSU warta odnotowania, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu udało się postawić koło siebie trzy motocykle tej marki. I to nie „projektów” przywiezionych na lawetach, ale motocykli przybyłych na kołach kilkadziesiąt kilometrów. Przy okazji doszło też do premierowego pokazu świeżo złożonego egzemplarza wojskowego modelu 351 OS WH – o czym warto szerzej napisać w osobnym artykule.
Ja wyruszyłem z Rzeszowa na swoim NSU 351 OSL w niewielkiej trzyosobowej (trzypojazdowej) grupie. Jednym z pojazdów był Sokół 600 RT z wózkiem bocznym, który ze względu na usytuowanie wózka po lewej stronie musiał poruszać się z dużą ostrożnością. Bez większych problemów (poza utworzeniem długiego korka na krajowej 19-ce) osiągnęliśmy punkt zbiorczy u Darka, skąd już w większej, zorganizowanej grupie udaliśmy się na brzozowski rynek. Co jakiś czas dojeżdżały kolejne, spóźnione grupy, a to spod Rzeszowa, a to z Krosna. Dla motocyklistów była to świetna okazja do spotkania dawno nie widzianych kolegów – w tym sezonie nie było bowiem do tego zbyt wielu okazji. Dla publiczności ciekawym doświadczeniem było zobaczenie na własne oczy takich legendarnych motocykli jak Sokół, NSU, Harley-Davidson, BSA czy Zundapp. Ci nieco starsi z rozrzewnieniem przypominali sobie pojazdy swojej młodości – Junaka, SHL, Pannonię, WSK-ę. Jak zwykle sporym zainteresowaniem cieszyły się „zaprzęgi”, czyli ciężkie motocykle z wózkami bocznymi. Dodatkowym uatrakcyjnieniem pokazu były krótkie prelekcje dotyczące co ciekawszych egzemplarzy, gdzie prym wiódł Darek przebrany w strój niemieckiego spadochroniarza.
Dla mnie miłą niespodzianką było przybycie aż z Przemyśla kolegi Marka na NSU 251 OSL, po przezwyciężeniu niedawnych problemów technicznych. Jest więc nadzieja, że dzięki dobremu przykładowi grupa osób aktywnie jeżdżących na NSU będzie rosnąć.
Miłym akcentem na zakończenie imprezy był zorganizowany przez Muzeum poczęstunek dla motocyklistów.
Paradoksalnie dla mnie jednym z najprzyjemniejszych fragmentów tego wyjazdu, był powrót z Markiem w dwa „enesy” krętą trasą w kierunku Dynowa (m.in. przez popularne wśród motocyklistów z zacięciem sportowym serpentyny w miejscowości Izdebki). Nie ma to jak podróżowanie w grupie motocykli prezentujących tę sama epokę i możliwości. Kto nie próbował – serdecznie zachęcam!